Jestem strasznie, koszmarnie, przeraźliwie przerażona i rozbita. To moja pierwsza w życiu akcja ratowania kogoś, kto chce odebrać sobie życie. Walące serce, tysiąc myśli na minutę i strach, że się nie uda. I myśli o kruchości człowieka, o sensie, o wszystkim w sumie. Zawsze uważałam, że życie nie jest wartością, że mogłabym ot tak - pyk! - zgasnąć. Teraz widzę to inaczej. Rozumiem, co przeżywać mogą bliscy. Czuję, jak zmienia się perspektywa w obliczu namacalności śmierci, jakie wszystko jest ulotne; jak bardzo zapominamy o tym, jak bardzo jesteśmy ważni - dla świata, dla innych. A teraz? Teraz liczy się tylko to, żeby wszystko skończyło się dobrze. Karetka do koleżanki jest w drodze. Trzymajmy kciuki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz